Wideokonferencje oprócz spotkań biznesowych towarzyszą dziś codziennej komunikacji z rodziną i znajomymi. Sytuacja gwałtownie przyspieszyła w okresie pandemii, gdy praca i nauka w trybie zdalnym były standardem. Powstało zjawisko określane mianem „Zoom Boom”. Spędzając dużo czasu na rozmowach online ciągle przyglądamy się własnemu wizerunkowi. Wbrew pozorom normalnie rzadko widzimy siebie w takim ujęciu, a już tym bardziej nie analizujemy non-stop każdego szczegółu.
Geneza „zoom boom”
Określenie „Zoom Boom” narodziło się wraz z boomem na platformy wideokonferencyjne Zoom, Skype, Google lub Microsoft Teams. Chociaż nazwa wskazuje na jedną konkretną aplikację, zjawisko dotyczy w równym stopniu wszystkich narzędzi. Są one teraz nieodłączną częścią życia milionów ludzi pracujących zdalnie. W normalnych warunkach, przy spotkaniach twarzą w twarz, nie obserwujemy swojej mimiki i rysów w czasie rzeczywistym. Tymczasem w wideokonferencjach praktycznie przez cały czas widzimy własną miniaturkę – często przy nienajlepszym oświetleniu.
Pierwsze sygnały o tym, że może to mieć poważny wpływ na samoocenę odnotowaliśmy już w trakcie pierwszego lockdownu w 2020 roku. Chirurdzy plastyczni w Stanach Zjednoczonych odnotowali wzrost liczby konsultacji dotyczących operacji twarzy – głównie drobnych poprawek nosa, plastyka powiek i wypełnienie zmarszczek. Pacjenci tłumaczyli swoje decyzje tym, że podczas wideo rozmów widzą mankamenty, na które wcześniej nie zwracali uwagi. Co ciekawe, z podobnym trendem mamy do czynienia w Europie i w Azji, gdzie kulturowo duży nacisk kładziemy na estetykę rysów twarzy.
Geneza „Zoom Boom” łączy dwa elementy: technologii oraz nowe realia społeczne, gdzie komunikacja wideo jest standardem. Spędzając długie godziny na rozmowach video porównujemy siebie do współrozmówców, a im często towarzyszą filtry upiększające i odpowiedni make-up. Suma tych czynników sprawiła, że niedoskonałości urosły do rangi poważnych kompleksów.
Początkowo fenomen był przejściową ciekawostką, jednak statystyki wskazują przeciwnie. Nawet po luzowaniu obostrzeń i stopniowym powrocie do biur, wciąż rośnie liczba wideokonferencji w wielu branżach, a wraz z nią – zainteresowanie korektami estetycznymi. Dla jednych to naturalny skutek rozwoju technologii, dla innych potencjalny problem z nadmiernego skupienia na aparycji.
W realnym kontakcie z ludźmi w ogóle nie śledzimy własnej mimiki, a teraz towarzyszy nam lustro w postaci monitora. Często jest to kadr od dołu, przy sztucznym oświetleniu albo w mało korzystnej rozdzielczości. Potęguje wrażenie, że mamy masywniejszy podbródek, widoczniejsze cienie pod oczami i za duży nos. Kamera dodatkowo spłaszcza lub wyolbrzymia niektóre proporcje, więc niewielkie asymetrie twarzy są uwypuklone.
Najpopularniejsze zabiegi
Wzmożone oglądanie własnego wizerunku w kamerze nasiliło popyt na korekty wyglądu twarzy. W klinikach medycyny estetycznej królują zabiegi powiększania ust i modelowanie linii żuchwy. Kolejnym hitem jest blefaroplastyka – zabieg poprawia powieki. Sprawia, że oczy wyglądają na wypoczęte.
Minimalna asymetria nosa jest wyraźna przy każdym obrocie głowy. Techniki z użyciem kwasu hialuronowego i nici chirurgicznych umożliwiają niewielkie korekty bez pełnej operacji. Wypełnianie zmarszczek, modelowanie kości policzkowych i redukcja „drugiego podbródka” to kolejne pozycje z listy najczęściej wykonywanych procedur.
Najpopularniejsze zabiegi związane z „Zoom Boom”:
- Blefaroplastyka: podniesienie powiek, likwidacja „worków” pod oczami.
- Rynoplastyka: korekta garbka, skrzywienia lub kształtu czubka nosa.
- Modelowanie kości policzkowych: wypełniacze i nici liftingujące.
- Kontur żuchwy: redukcja tłuszczu pod brodą, nadanie bardziej wyraźnej linii.
Konsekwencje psychologiczne i społeczne
Długotrwałe wpatrywanie w obraz kamerki pogłębia lęki związane z wyglądem. Drobny mankament urasta do rangi poważnego problemu. Wskutek podejmujemy decyzję o zabiegu bez rzetelnej oceny. To duże ryzyko rozczarowania lub fiksacji na kolejnym „defekcie”.
Spopularyzowano konsultacje medyczne przeprowadzane w formie wideo rozmów – pacjent prezentuje twarz chirurgowi, a ten oceni, jakie zabiegi mogą pomóc. Choć to duża wygoda, powstaje pytanie o właściwą diagnostykę i ewentualną konsultację psychologiczną. Bez spotkania twarzą w twarz trudniej w pełni zrozumieć motywacje pacjenta dostrzec problem psychologiczny.
Społecznie „Zoom Boom” silnie zmieniło nasze życie w krótkim czasie. Poczuliśmy, że wirtualne spotkania są wygodne, a wizerunek online to składowa karty przetargowej w kontaktach zawodowych i prywatnych. Nie każdy potrafi zachować zdrowy dystans, więc część sięga po chirurgię. Osoby bardziej odporne wybiorą drobne poprawki w ustawieniach, i to często wystarczy.
Według amerykańskich organizacji zrzeszających chirurgów estetycznych, część pacjentów podkreślała, że zdalne wideo rozmowy skłoniły ich do zabiegów korekcyjnych. Trend wyrósł nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też w Europie i Azji. W krajach azjatyckich dbanie o cerę i młody wygląd jest mocno zakorzeniona kulturowo, zainteresowanie poprawkami twarzy dodatkowo się wzmogło.
Dzięki konsultacjom online, łatwo dnia na dzień podjąć decyzję o zabiegu. W niektórych klinikach odnotowano nawet kilkudziesięcioprocentowy wzrost pacjentów zainteresowanych korektą w okolicach nosa, powiek i podbródka. Wśród młodszych pacjentów najczęściej to niewielkie wypełniacze.
Te są szacunkowe. Możliwe, że wideokonferencje jedynie przyspieszyły decyzje rozważane od dawna. Niezależnie od przyczyn, statystyki potwierdzają, że „Zoom Boom” to zjawisko w skali światowej.
Jednak nie każda niedoskonałość wymaga szybkiej interwencji chirurgicznej. Wielu specjalistów – zarówno lekarzy, jak i psychologów – wskazuje, że czasem wystarczy zmiana kadru kamery i lepsze światło. Albo niedociągnięcia wynikają ze słabej jakości obiektywu lub zniekształceń obrazu. Problem znika, kiedy korzystamy z innego urządzenia lub ustawiamy monitor na odpowiedniej wysokości.
Choć operacje i zabiegi estetyczne mogą podnieść samoocenę, specjaliści uczulają, że impulsywne decyzje często rozczarowują. Pacjent oczekuje „efektu jak z filtra”, tymczasem fizyczna ingerencja daje realistyczną zmianę, ale nie pokrywa się z wyidealizowaną wizją.
Konsultacja psychologiczna nigdy nie zaszkodzi. Rozmowa z terapeutą pomaga ocenić, czy kompleks nie jest objawem głębszych trudności, np. dysmorfofobii. Być może wystarczy przepracować problem i zmienić nastawienie. Jeżeli jednak wada faktycznie przeszkadza, zabieg może pomóc odzyskać pewności siebie. Ważne, żeby decyzja nie zapadła wyłącznie pod wpływem impulsu i presji, jaką wytwarza „Zoom Boom”.
Zalecenia dla osób rozważających zabiegi estetyczne w kontekście „Zoom Boom”
Na początek zawsze warto sprawdzić, czy wystarczą najmniej inwazyjne zabiegi. Dobre oświetlenie, ustawienie kamery na wysokości oczu i zadbanie o lepszą jakość sprzętu też poprawiają wrażenie. Wiele kompleksów to efekt niekorzystnego kadru i słabego światła.
Rozmawiajmy z bliskimi – z zaufanymi przyjaciółmi lub rodziną – aby ocenić, czy widziana w kamerze „wada” rzeczywiście istnieje. Często to, co nas drażni, bywa zupełnie niezauważalne dla otoczenia. Wreszcie, jeśli decyzja o zabiegu jest przemyślana, wybierz doświadczonych chirurgów i rzetelnych specjalistów. Zasięgnij rady psychologa. Upewnisz się, że zabieg jest tylko odpowiedzią na tymczasowe załamanie nastroju.
Dobry efekt to nie sama kwestia technicznego wykonania. Chodzi o dopasowanie zmian do indywidualnych warunków twarzy, żeby rezultat był naturalny i długotrwały. Pośpiech w podejmowaniu decyzji niesie ryzyko kolejnych kompleksów.
Pamiętajmy, że zwykle możemy wyłączyć tryb podglądu z własnej kamery. Mniej patrzenia na siebie to szansa uniknięcia nadmiernej samokrytyki. Jeżeli jednak musisz zerkać na swój wygład, unikaj ujęcia od dołu. Ustawiać ją na wprost twarzy, korzystaj z doświetlenia (np. lampki pierścieniowej).
Musimy mieć świadomość, że obraz w kamerze nie oddaje w pełni naszego realnego wyglądu. Obiektyw zniekształca proporcje. Wypracujmy w sobie umiejętność rozgraniczania świata online od rzeczywistości.